Pogrzeb. Był człowiek, nie ma człowieka. Widać dość lubiany, gdyż dużo ludzi, nawet orkiestra grała i wozy strażackie wyły. Chyba niezbyt religijny, bo ksiądz podczas mowy zaczął opowiadać, jak ważna jest msza i modlitwa, najlepiej dużo mszy. Były przykłady historyczne, gdzie ludzie zamawiali je dla zmarłych. Od mszy trzydziestu, po dwie msze tygodniowo przez cały rok (jakiś mnich mnichowi obiecał). Mówił co się dzieje, gdy o tych mszach się zapomni (przychodzą zmarli i marudzą), a także jak ogromne i wspaniałe mają właściwości zbawienne. Najbardziej zapadła mi w pamięci historia artysty, który malował bezeceństwa, a msza sprawiła, że zostało mu to wybaczone. Zaś w mojej głowie, jak to w mojej głowie, powstała scena, gdy malarz przychodzi do Boga, a ten grzmi: – Gołe cyce się malowało! – Ale Boże, przecież sam je stworzyłeś. – Ale miałem zamknięte oczy! – Boże, ja tylko chciałem oddać ich piękno, ten boski cud. – Nie zamydlaj mi tu oczu, gołe cyce malowałeś! – Dobrze, już dobrze, mszę zamówię, zamaluję. – Mszę tak, zamalowywać nie musisz, konfiskuję.

Powstała też wersja feministyczna. – Gołe cyce, brawo! – Dziękuję Pani Bogi. A msza? – Odwołana.