Trzeciej nocy miałem sen. Wyszedłem z wieży. Rozejrzałem się. Wokoło widziałem szalejące fale stalowo-sinego oceanu. Ani skrawka lądu, tylko ta wieża. Spojrzałem wyżej i zobaczyłem jak rozbłyskujące ciemne niebo otwiera się przez moment ukazując demoniczną postać. Wyglądała jak ogromna ośmiornica, tyle, że zamiast tułowia było coś co przypominało ludzki mózg. Jej macki falowały, unosiły się tuż nad wodną otchłanią, a wokół nich rozbłyskały ładunki elektryczne. Ta manifestacja Ziemi była pełna gniewu, wręcz nienawistna. Znikła praktycznie od razu, gdy tylko ją zauważyłem. Fale przybrały na mocy, były olbrzymie, wywołując we mnie przerażenie. Skierowałem wzrok w otwarte wejście wieży, klapa w podłodze otworzyła się, a z niej zaczęła wychodzić resztka ocaleńców. Tylko kilku, reszta już nie zdążyła. Znowu rozbłysło, zza sylwetki wieży nadciągała ogromna, czarna fala. Zasłaniała niebo. Nie ostrzegłem ocalałych, gdyż nie miało to żadnego sensu. Zniknęliśmy pod wodą i zaczęliśmy płynąć w stronę szczeliny, która się nagle pojawiła. Wiedzieliśmy, że nas to nie uratuje jednakże wszyscy po kolei w niej znikaliśmy. Ostatni byłem ja. Kątem oka zauważyłem czerwony ogon ryby. Nie byłem pewien, czy to symbol naszego „przejścia”, czy może jednak symbol tego, że od teraz na Ziemi nastała era ryb. Obudziłem się. Przez długi czas nie mogłem zatrzeć tej wizji, mimo, że wykonywałem codzienne zajęcia ten obraz trwał we mnie. Gdy w końcu znikł wciąż czułem dotyk strachu.